Do miejsca
zajechaliśmy gdy słońce zaczynało schodzić coraz szybciej do horyzontu,
dlatego musieliśmy dosyć szybko działać i nałapać jak najwięcej kadrów.
Zakłady do których przyjechaliśmy powstały w 1953 i zajmowały się
produkcją płyt pilśniowych.
W 1955 roku zakład rozpoczął eksport płyt
poza granice kraju. Dwa lata później dobudowano nowe ciągi produkcyjne
płyt twardych. Wszystko pięknie szło dopóki nie doszło do pożaru w 2006
roku, który strawił magazyn wyrobów gotowych wraz ze znajdującymi się w
nim zapasami. 25 jednostek straży pożarnej walczyło z pożarem hali o
powierzchni ok. 2,5 tysiąca metrów kwadratowych.
We wrześniu 2007 r.
zakończono postępowanie układowe z uwagi na całkowite wykonanie przez
Spółkę zobowiązań wynikających z układu. W 2010 ogłoszono upadłość
zakładu i od tego momentu zaczęły się sprawy sądowe.
Do prokuratury okręgowej zgłosił się były prokurent i dyrektor finansowy koniecpolskich Płyt. Ujawnił, że wraz z ówczesnym prezesem i główną księgową w latach 2006-2008 przywłaszczył z konta firmy ponad 900 tys. Zł. I tak się zaczął koniec zakładów.
W 2014 roku doszło do podpalenia jednej z opuszczonych hal, na szczęście bez ofiar. W tym samym roku umorzono postępowanie upadłościowe obejmujące likwidację majątku Spółki.
Nikt już się raczej nie zajmie tym kolosem, który z miesiąca na miesiąc popada w coraz większą agonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz