Obserwatorzy

Szukaj na tym blogu

sobota, 24 listopada 2018

Willa Bossa

Pamiętacie lata 90-te, świat przestępczy rozwijał się i zaczynał rządzić w naszym państwie, a władze były zagubione i nie wiedziały jak mają sobie z tym radzić. Najlepsze lata dla grubych karków obwieszonych złotem i jeżdżących wysokiej klasy limuzynami. Kradzieże aut, handel narkotykami, burdele, okupy to wszystko pięknie się wtedy rozwijało i każdy o tym wiedział, a nic nie mógł z tym zrobić.







Dzisiaj odwiedziliśmy miejsce, które miało być raczej domkiem wypoczynkowym dla Dziada, czyli bossa wołomińskiej mafii. Z tego, co wiemy willa nigdy nie była przez niego zamieszkała, a chodząc po obiekcie zdołało się zauważyć, że raczej nawet nie chciał w niej zamieszkać. Wchodząc na pierwsze piętro można było się zorientować, że miało być przeznaczone do zabaw dla dorosłych. Pokoje posiadały swoje własne łazienki, a kto robi coś takiego we własnym domu? Miejsce miało być przeznaczone pewnie dla ekskluzywnych klientów, ale czy tak miało być naprawdę? To tylko moje przypuszczenia. 





W domu można zauważyć wiele zdobień, które na tamte lata musiały sporo kosztować i naprawdę bardzo ładnie się prezentowały. Wszystkie okna były drewniane i porządne, więc pieniążki nie były oszczędzane, zresztą, kto oszczędza jak siedzi na kasie, a ona cały czas się rozmnaża. Nie wiemy dokładnie, w jakich latach zaprzestano budowania obiektu, ale zapewne było to zaraz po aresztowaniu właściciela. 











Od tego dnia willa stoi opuszczona, sporo szyb porozbijanych wiele elektryki skradziono. Jedno, co dobre to, że dach jest konkretnie zrobiony i z tego, co widzieliśmy nigdzie nie przecieka, ale wiadomo wszystko się kiedyś podda. 


Tak szczerze powiedziawszy jest ona jeszcze do uratowania tylko ciekawe czy ktoś się kiedyś w ogóle tego podejmie.


sobota, 17 listopada 2018

Opuszczony zakład płyt pilśniowych

Do miejsca zajechaliśmy gdy słońce zaczynało schodzić coraz szybciej do horyzontu, dlatego musieliśmy dosyć szybko działać i nałapać jak najwięcej kadrów. Zakłady do których przyjechaliśmy powstały w 1953 i zajmowały się produkcją płyt pilśniowych.




















W 1955 roku zakład rozpoczął eksport płyt poza granice kraju. Dwa lata później dobudowano nowe ciągi produkcyjne płyt twardych. Wszystko pięknie szło dopóki nie doszło do pożaru w 2006 roku, który strawił magazyn wyrobów gotowych wraz ze znajdującymi się w nim zapasami. 25 jednostek straży pożarnej walczyło z pożarem hali o powierzchni ok. 2,5 tysiąca metrów kwadratowych. 











We wrześniu 2007 r. zakończono postępowanie układowe z uwagi na całkowite wykonanie przez Spółkę zobowiązań wynikających z układu. W 2010 ogłoszono upadłość zakładu i od tego momentu zaczęły się sprawy sądowe.










Do prokuratury okręgowej zgłosił się były prokurent i dyrektor finansowy koniecpolskich Płyt. Ujawnił, że wraz z ówczesnym prezesem i główną księgową w latach 2006-2008 przywłaszczył z konta firmy ponad 900 tys. Zł. I tak się zaczął koniec zakładów.









W 2014 roku doszło do podpalenia jednej z opuszczonych hal, na szczęście bez ofiar. W tym samym roku umorzono postępowanie upadłościowe obejmujące likwidację majątku Spółki.











Nikt już się raczej nie zajmie tym kolosem, który z miesiąca na miesiąc popada w coraz większą agonie.